Sukces Pani Agnieszki
Pani Agnieszka zgłosiła się do mnie 9 miesięcy temu. Żartowałyśmy wręcz, że zgłosiła się w temacie ciąży spożywczej. 😉
Od tego czasu spotkałyśmy się zaledwie 6 razy.
Miała swoje wymagania co do diety i to takie, które niekoniecznie pasowały do dolegliwości, które miała.
Mimo to, udało się wkomponować wszystko do jadłospisu, co spowodowało że Pani Agnieszka:
- zrzuciła 14kg tłuszczu,
- poprawiła wyniki swoich badań,
- polepszyła samopoczucie,
- zwiększyła pewność siebie i poczucie sprawczości,
- poczuła większe zadowolenie z życia.
Pani Agnieszka jest całkiem ruchliwą osobą, bo regularnie wykonuje około 8000 kroków dziennie. W czasie tych 9 miesięcy zrozumiała, jak ruch jest ważny w kwestii regulowania masy ciała. Planuje nawet zapisać się na jogę.
Jeżeli Ty nie robisz takiej ilości kroków, nie załamuj się, nie musisz od razu robić 10K. Sprawdź ile kroków robisz i następnym razem postaraj się zrobić chociaż kilkanaście kroków więcej, niż dzień wcześniej. Patrz na to w perspektywie roku, a nie miesiąca.
Nie piszę tego tylko dlatego, żeby pochwalić się wynikami Pani Agnieszki.
W naszej współpracy był jeden moment, który dobitnie pokazał, co zawsze stoi za sukcesem podopiecznej, czym musi się wykazać każdy podopieczny, aby wytrwał przy diecie i zmienił nawyki żywieniowe.
Pani Agnieszka Powiedziała na jednym ze spotkań, że
“do diety trzeba mieć najpierw poukładane w głowie”.
Ten zwrot rewelacyjnie podsumowuje podejście, jakie należy zbudować, aby nasza dieta zakończyła się sukcesem.
To poukładanie w głowie oznacza: czy wiesz w ogóle dlaczego chcesz rozpocząć dietę?
Jeśli chodzi ci tylko o aspekty estetyczne (np. dobrze wyglądać nago, wbić się w ulubioną kieckę, podobać się osobie X…), zastanów się, jaka głębsza potrzeba za tym stoi. Za tym jest jakaś frustracja, nie czujesz się dobrze w swoim aktualnym wydaniu, czegoś nie akceptujesz. Właśnie to powinno się zaadresować najpierw.
W czasie zmiany stylu życia, a przecież tym jest zmiana sposobu odżywiania, potrzebujemy oparcia w jakiejś głębszej motywacji, na jakimś głębszym procesie, głębszym celu, ponieważ prędzej czy później pojawi się kryzys, odstępstwo od planu, zejście z wybranej drogi. Dobry psychodietetyk pomoże ci to odnaleźć.
W końcu sięgniemy po ten serniczek na imprezie urodzinowej, wypijemy o jedno piwo więcej z kolegami, mimo to, że planowaliśmy tego nie robić. To poukładanie w głowie pozwala również właśnie na to, żeby nasze samopoczucie nie pogorszyło się wtedy, gdy to odstępstwo od planu się przydarzy.
Gdy idziemy do celu, nie musimy koniecznie iść idealnie prostą i najkrótszą drogą, bo wystarczy że z grubsza pójdziemy w odpowiednim kierunku, a z dużym prawdopodobieństwem dojdziemy w końcu tam gdzie chcemy. Nasz cel jest przecież dosyć ogólny.
To właśnie wtedy przypomnienie sobie o tym prawdziwym, głębszym celu pomoże wrócić na właściwe tory, bez popadania w poczucie winy, które tylko powoduje, że chcesz porzucić temat zmiany stylu życia.
Współpraca z dietetykiem nie skończy się wtedy szukaniem wymówek, nieistotnych błędów w planie dietetycznym, jeśli go miałeś (przecież mówiłem, że nie przepadam za szprotkami w pomidorach, tylko w oleju! Co za dietetyk, nie da się z nim współpracować! Rzucam to!).
Nie będziemy się zatruwali nieznośnym poczuciem winy, albo zwalali na metabolizm, który niby zwolnił po 40 roku życia (a przy okazji: badania pokazują, że nasz metabolizm jest bardzo podobny między 20 a 60/65 rokiem życia). Nie będzie wymyślania, że to z winy insulinooporności, niedoczynności tarczycy, a może denerwujących nas dzieci, czy szefa w pracy.
Nie zrozum mnie jednak źle: ta głębsza motywacja nie musi być poprzedzona latami psychoterapii. Najczęściej wystarczy praca psychodietetyczna, którą przeprowadzam ze swoimi podopiecznymi w gabinecie. Oczywiście podopieczny musi już rozumieć, że to jest właśnie to, czym musi się zająć wcześniej, jeśli chce osiągnąć wymarzoną sylwetkę, czy poprawić swoje zdrowie.
Pani Agnieszka miała już “to poukładne w głowie”, dlatego mogła pozbyć się 14 kg tłuszczyku, pomimo nie tak idealnego planu dietetycznego, jaki bym sobie życzyła.
Jedyną porażką jaką widzę w naszej współpracy jest to, że nie udało mi się jej przekonać do tofu… Na szczęście współpraca trwa, więc będę ją namawiać dalej. 😉